Główny Szlak Sudecki to drugi najdłuższy szlak turystyczny w Polsce. We wrześniu postanowiłem wykonać wyzwanie jakim jest przejście go w całości. Dzisiaj zapraszam na przeczytanie czwartej części relacji, w której dojdziemy z Bukowca do Świeradowa Zdrój, zatrzymując się przy tym w Domu Śląskim i Szklarskiej Porębie.
Dzień 15: Bukowiec – Dom Śląski
Kolejny dzień wyprawy zacząłem około 7 rano. Na szczęście po kryzysie z dnia poprzedniego nie było już śladów i sprawnie zacząłem iść w kierunku Mysłakowic.
Początkowo szlak prowadzi przez uroczy zespół pałacowo-parkowy w Bukowcu. Po minięciu tzw ,,Opactwa”, którym jest mauzoleum Rodu Von Redenów szlak wchodzi w las i zaczyna powoli piąć się w górę na szczyt Mrowiec.
Około 1,5h po opuszczeniu Bukowca doszedłem do Mysłakowic, w których odbiłem na chwilę ze szlaku, po to by pójść do sklepu i uzupełnić prowiant, a przede wszystkim kupić coś do zjedzenia na śniadanie.

Po krótkiej przerwie ruszyłem dalej wchodząc na ciekawy odcinek szlaku, który mógłby być niemal romantyczny. Mógłby być, ponieważ szlak przez kilometr prowadzi ,,tunelem” stworzonym przez roślinność, tuż obok strumyku Miłkówka. Niestety obecnie zdecydowanie daleko mu do romantyzmu, ponieważ mówiąc wprost, tam po prostu śmierdzi.
W miejscowości Głębock szlak na dłuższą chwilę wszedł na asfalt. Niestety w tym momencie zaczęły sprawdzać się prognozy pogody, które wskazywały na to, że tego dnia czeka mnie załamanie pogody. Zaczęło lać niemiłosiernie, a przede mną jeszcze kilka godzin wędrówki.
Na domiar złego szlak wszedł na kilkaset metrów na bardzo ruchliwą drogę. Nie ma na niej pobocza ani chodnika, są za to ciasne zakręty i sama droga jest dosyć wąska, co utrudniało wymijanie mnie. Mam wrażenie, że zarówno ja, jak i kierowcy, którzy mnie mijali, nie czuli się w tej sytuacji zbyt komfortowo.
Na szczęście, dla przyszłych wędrowców, jakiś miesiąc później szlak zmienił przebieg i obecnie tylko przecina tą drogę.
Zaraz po zejściu z drogi pożegnałem się z Kotliną Jeleniogórską i wkroczyłem w upragnione Karkonosze, chociaż póki co jeszcze w tą mniej znaną część.
Szlak wszedł w Las i zaczął prowadzić stromo w górę do Rozdroża Pod Grabowcem. Po drodze szlak minął ruiny prewentorium dziecięcego. Powiem szczerze, że przy tych warunkach pogodowych, na jakie trafiłem, ruiny te wyglądały nieco przerażająco.

Na Rozdrożu napotkałem zagubionych turystów, którzy zdecydowanie nie byli przygotowani na spacer w takiej pogodzie, a poza tym stracili orientację w terenie. Po krótkiej rozmowie okazało się, że mieli oni dojść do słynnej Kaplicy Św. Anny.
Istnieje legenda, która głosi, że należy nabrać wody do ust z pobliskiego źródełka, a następnie okrążyć kaplicę siedem razy nie roniąc ani kropli wody. Jeżeli wykona się to zadanie, wtedy będzie miało się ogromne szczęście w miłości.
Sam planowałem przejść się do tej kaplicy, tym bardziej, że jest ona dość blisko GSS, a tego dnia miałem bardzo krótki odcinek do przejścia, jednak ze względu na fakt, że byłem cały przemoczony, postanowiłem jak najszybciej dojść do Karpacza. Zatem pokazałem turystom gdzie mają iść, pożegnaliśmy się i ruszyłem dalej.
Kolejny odcinek szlaku prowadzi przez kilka ładnych formacji skalnych, a następnie nieco nudną leśną ścieżką dochodzi do Karpacza. Aczkolwiek to jeszcze nie było centrum, bo od centrum dzieliła mnie jeszcze Karpatka, czyli szczyt z dużą ilością przeróżnych form skalnych, z przepięknymi widokami na główny grzbiet Karkonoszy i z przedziwnym przebiegiem szlaku.
W końcu przekroczyłem przepiękną zaporę na Łomnicy i po chwili suszyłem się i jadłem gorącą zupę w Łomniczance. Jest to knajpa, w której już kilkukrotnie byłem przy okazji wizyty w Karpaczu i którą szczerze polecam, ze względu na solidne porcje i rozsądne ceny.

W knajpie siedziałem chyba około 2h, czekając na zapowiadane okienko pogodowe. Tym razem prognozy również się sprawdziły i deszcz przestał padać, co spowodowało, że szybko wyzbierałem się z knajpy i ruszyłem w kierunku Orlinka, gdzie szlak wkracza na teren Karkonoskiego Parku Narodowego.
Po wejściu do KPN szlak zaczął zdobywać wysokość. Początkowo było to niemal niezauważalne, ponieważ przez pierwsze 3,5km szlak pnie się zaledwie 200m w górę dochodząc do schroniska nad Łomniczką. Schronisko to ma bardzo burzliwą historię, jednak co mnie zaskoczyło to fakt, że podczas mojego przejścia GSS schronisko było w generalnej przebudowie. Czyżby kolejna próba uruchomienia tego schroniska? Oby tak i oby tym razem ta próba była udana.
Nieco za schroniskiem zaczyna się bardzo strome podejście. W najstromszym miejscu szlak wznosi się o ponad 250m na odcinku zaledwie kilometra. Ja w tym miejscu dostałem istnego turbodoładowania, wiedziałem bowiem, że wchodzę na odcinek, na który czekałem od momentu wejścia do pociągu w Krakowie.
Szlak w tym miejscu mija dwa ciekawe punkty. Pierwszym jest wodospad Łomniczki nad którym przechodzi się po metalowej kładce. Drugim ciekawym, a zarazem smutnym punktem, który zmusza człowieka do refleksji jest Cmentarz Ludzi Gór, który upamiętnia ludzi, którzy zginęli w górach oraz osoby, które miały duży wkład w rozwój turystyki w Karkonoszach.

Dziesięć minut później pojawiłem się na Równi Pod Śnieżką, gdzie znajduje się schronisko Dom Śląski, które z wielką chęcią przyjęło mnie na glebę na noc. W schronisku tym ponownie spotkałem wcześniej wspominanego wędrowca, którego pierwszy raz spotkałem w Zygmuntówce.
Nie ukrywam, że byłem zachwycony, że dotarłem w Karkonosze, w pasmo, które jeszcze nie tak dawno pierwszy raz zaobserwowałem z Błędnych Skał. Prawdę mówiąc, to ja na początku szlaku nawet nie wierzyłem, że tutaj dojdę.
Teraz już wiedziałem, że żadna pogoda, a nawet ewentualna delikatna kontuzja nie zatrzyma mnie. Za 48h będę w Świeradowie Zdrój. I tak też się stało, ale o tym później.
Przez większość szlaku planowałem, że w Domu Śląskim zostawię plecak i na lekko wyjdę na Śnieżkę. Niestety ze względu na warunki pogodowe, odpuściłem ten pomysł.

Co jadłem? Zupa w Restauracji Łomniczanka. Obiadokolacja w Domu Śląskim
https://goo.gl/maps/6HGJHEvtf2Lunegt9
Gdzie spałem? Schronisko Dom Śląski
Mapa: https://mapa-turystyczna.pl/route/dwiy
Dzień 16: Dom Śląski – Szklarska Poręba Górna
Przedostatni dzień mojej wędrówki zacząłem bardzo późno, bo dopiero po godzinie 9 rano. Tego dnia miałem zaledwie 25km do przejścia, dlatego postanowiłem pospać nieco dłużej. Poza tym sytuacja za oknem nie zachęcała do wyjścia na szlak. Padała mżawka, temperatura była w okolicy zera, a dodatkowo wiał zimny wiatr.
W tej sytuacji odkopałem w plecaku pakiet ,,ubrać na zimno”, na który składała się dodatkowa bluza termoaktywna, getry termoaktywne, ciepły buff, zimowa czapka i rękawiczki.
Opatulony w ciepłe ubranie oraz nasycony solidnym śniadaniem ruszyłem przed siebie.
Niestety tego dnia brzydka pogoda nie zachęcała do robienia zdjęć, dlatego w artykule umieszczę zdjęcia z poprzednich wyjazdów w Karkonosze.
Początkowo szlak prowadzi niemal po płaskim przechodząc przez Równię pod Śnieżką. Po chwili dochodzimy do trzech przepięknych punktów widokowych nad Kotłem Małego i Wielkiego Stawu, a następnie przy Słoneczniku.
Co ciekawe formacja ta nazywana jest przez niektórych Diabelskim Kamieniem, ze względu na fakt, że część formacji przypomina twarz człowieka.

Po ominięciu Słonecznika, szlak zaczyna powoli tracić wysokość, po to by po około 3,5km zejść na Przełęcz Karkonoską. Na Przełęczy tej znajdują się dwa schroniska. Po stronie czeskiej Špindlerova bouda, a po stronie polskiej Schronisko Odrodzenie. To właśnie w tym drugim postanowiłem zorganizować sobie przerwę, podczas której wypiłem rozgrzewającą gorącą czekoladę. Niestety pogoda coraz bardziej pogarszała się, tym razem zaczęło już solidnie lać, toteż moja przerwa nieco wydłużyła się.
Ulewa trwała jakąś godzinę, po czym, ku ogólnemu zaskoczeniu ludzi, którzy byli w schronisku, zaczęło wychodzić słońce, zatem postanowiłem ruszyć dalej. Jeszcze dobrze nie wyszedłem ze schroniska i pogoda wróciła do normy, czyli brak widoczności, wiatr i mżawka. Niemniej jednak nie było co czekać na cud, bo poprawa pogody była zapowiadana dopiero za 3-4 dni.
Kolejnym etapem jest dwukilometrowe, asfaltowe podejście do Petrova Bouda. Schronisko ma dość burzliwą historię, która niemal zakończyła się w 2011 roku, gdy doszczętnie spłonęły trzy budynki należące do schroniska. Napisałem niemal, ponieważ schronisko zostało odbudowane… z tym że nadal jest zamknięte.

Po złapaniu chwili oddechu ruszyłem dalej. Kolejne podejście wiodło na Śląskie, a następnie Czeskie Kamienie. Są to przepiękne formacje skalne, znajdujące się w bliskiej odległości od siebie. W tym miejscu pojawiło się również sporo turystów, czyli coś czego spodziewałem się w Karkonoszach. Chociaż prawdę mówiąc to ja naprawdę nie rozumiem, po co w taką pogodę wychodzić na szlak. Za Czeskimi Kamieniami szlak zaczął prowadzić ponownie w dół, tym razem na Czarną Przełęcz, przy której spotkałem turystę, z którym pogadałem i ostatecznie szliśmy razem przez spory kawałek

Tymczasem szlak pojawił się nad Wielkim Śnieżnym Kotłem. Śnieżne Kotły to jedno z tych miejsc, które zawsze wywierają na mnie duże wrażenie, gdy jestem w Karkonoszach, niezależnie od pory roku. W lecie, gdy można podejść do krawędzi Kotłów, wrażenie robią kilkuset metrowe przepaści. Zimą, gdy szlak obchodzi Kotły, wrażenie robią, widoczne ze szlaku nawisy śnieżne, które w każdej chwili mogą się oderwać, wywołując lawinę.

Nie zaskoczył mnie zatem fakt, że spotkałem tam tłumy ludzi, z których część skorzystała z ułatwienia w postaci wyciągu na Szrenicę. Zresztą z tym wiąże się również pewna ciekawa sytuacja, na którą natknąłem się, gdy schodziłem w kierunku Hali Szrenickiej.
Było to w okolicy Česká budka. Z naprzeciwka zauważyłem, że zza mgły wychodzą dwie rodzinki z dziećmi. Zgodnie z tym co się spodziewałem, zaczepili mnie i zaczęła się taka oto konwersacja:
Rodzinka: ,,Dzień Dobry Panu, możemy o coś się spytać? Do wodospadu to jeszcze daleko”
Ja: ,,Dzień Dobry, ale do którego wodospadu chcą się Państwo dostać? Bo są dwa wodospady, wodospad Kamieńczyk i po stronie czeskiej Wodospad Panczawy. Ale wiecie Państwo na ten drugi nie ma co iść, bo jak nie ma widoczności, to i wodospad nie robi takiego wrażenia”
Rodzinka: ,,A nie, nie, my do Kamieńczyka”
Ja: ,,A to Państwo wyciągiem wyjechali?”
Rodzinka: ,,No tak, na Szrenicę i kazali iść czerwonym”
Ja: ,,Cóż, że czerwonym to mogłoby się zgadzać, ale czerwonym w dół. Biorąc pod uwagę, że idziecie Państwo z dziećmi, to z tego miejsca macie Państwo jakieś 2,5h schodzenia na dół, a później jeszcze z 1,5h do Szklarskiej Poręby. Biorąc pod uwagę godzinę, to sugeruję zjazd kolejką, bo Was może zmrok zastać”
Dziecko: ,,No i widzicie? Ja Wam wszystkim mówiłem, że my źle idziemy”
Cóż, nie ukrywam, że w tej sytuacji było mi trochę żal dzieci, tym bardziej, że gdyby jeszcze była ładna pogoda, to mogliby podziwiać piękne widoki, a w takich warunkach, to raczej była to dla nich niezbyt miła przygoda.
Ja tymczasem mocno przyspieszyłem, bo zacząłem robić się coraz bardziej głodny. Wkrótce pojawiłem się w schronisku na Hali Szrenickiej.
Z doświadczeń z poprzednich wyjazdów, postanowiłem, że zjem sobie tutejszą zupę pomidorową, a w zasadzie jest to nie tyle zupa, co bardzo sycący krem pomidorowy, który postawił mnie na nogi.
Na Hali Szrenickiej odpoczywałem około godzinę, po czym ruszyłem dość stromą drogą w dół.
Wodospad Kamieńczyka minąłem prawie bez zatrzymania, jedyne co zrobiłem to wbiłem kolejną pieczątkę i odpiąłem dolną część spodni, bo zaczęło się robić na tyle ciepło, że zestaw spodnie plus getry to było już za dużo.
Po bardzo szybkim zejściu doszedłem do Szklarskiej Poręby, gdzie zrobiłem zakupy, zjadłem smaczną obiadokolację i poszedłem odpoczywać przed ostatnim dniem wędrówki.
Co jadłem? Śniadanie w Domu Śląskim. Zupa na Hali Szrenickiej. Obiadokolacja w Karczmie Stary Winkiel. Ceny w Karczmie dość wysokie, ale porcje nie do przejedzenia.
https://goo.gl/maps/wASofk1nQ3L23SmB9
Gdzie spałem? Dom Wczasowy Bożena. Najdroższy nocleg podczas całego wyjazdu, ale to jest niestety efekt dojścia w weekend, w średnim sezonie do Szklarskiej Poręby. Same warunki jak najbardziej ok
https://goo.gl/maps/7gRzN5RVzaY1pE4MA
Mapa: https://mapa-turystyczna.pl/route/4n9i
Dzień 17: Szklarska Poręba Górna – Świeradów Zdrój
Ostatni dzień wędrówki zacząłem tak trochę bez chęci do wyjścia w góry. Ponownie pogoda była kiepska, było zimno, wiał wiatr, a widoczność była prawie zerowa.
Ponownie ubrałem się we wszystko co miałem i wyszedłem z hostelu. W pierwszej kolejności udałem się do sklepu po śniadanie i prowiant na resztę dnia.
W tym dniu, podobnie jak w poprzednim, nie robiłem zbyt wiele zdjęć. Dlatego zdjęcia, które będą z Rajdu Majowego z 2018 roku.
Po minięciu przepięknej stacji kolejowej Szklarska Poręba Górna szlak zaczyna podejście, które momentami jest dość strome. O dziwo już na początku podejścia moja niechęć do dalszej wędrówki minęła (mimo niezbyt przyjemnej pogody) i szło mi się na tyle dobrze, że takie nachylenie nie sprawiło mi żadnego problemu i po około godzinie od wyjścia ze Szklarskiej Poręby byłem już na Wysokim Kamieniu.
Ze szczytu roztacza się przepiękny widok na Karkonosze. Strasznie było mi szkoda, że tego dnia pogoda nie pozwoliła na cieszenie się takimi widokami.
Na szczęście szybkie podejście oprócz skutecznej rozgrzewki, spowodowało, że morale dość znacznie wzrosły, przez co postanowiłem nie robić przerwy na szczycie, tylko gnać dalej.

Kolejnym etapem było przejście trochę w dół, trochę w górę, trochę po płaskim, trochę wśród pięknych formacji skalnych do okolic kopalni kwarcu Stanisław. Historia tej kopalni sięga XIIIw. Była ona najwyżej położoną kopalnią odkrywkową w Europie. Obecnie jest nieczynna, aczkolwiek trwają rozmowy na temat przywrócenia wydobycia kwarcu z tej kopalni.
Po minięciu kopalni szlak zaczyna ponownie zdobywać wysokość. Tym razem nie jest to zbyt strome podejście, po którym szlak dochodzi w okolicę Wysokiej Kopy, czyli najwyższego szczytu w Górach Izerskich.
Wstępnie planowałem wyjść na sam szczyt, jednakże zrezygnowałem z tego pomysłu, ze względu na fakt, że widoczność była bardzo mała, a na szczyt nie prowadzi żaden szlak, co oznacza, że wierzchołek trzeba poszukać.
W momencie pisania tego artykułu, na wierzchołek nie można już wychodzić, a za jego zdobycie uznaje się punkt, w którym jest wiata turystyczna.
Zresztą sama wiata jest bardzo duża i… niestety zaśmiecona, co mimo wszystko nie odstraszyło mnie od zrobienia w niej przerwy i zjedzenia drugiego śniadania.

Po przerwie ruszyłem dalej. Niestety wkrótce szlak wychodzi na asfalt, co jest oczywiście ułatwieniem dla turystów z dziećmi, rowerzystów itd., ale jednocześnie jest horrorem dla długodystansowców z plecakami.
Chwilę później dotarłem do miejsca, w którym wcześniej szlak wchodził na torfowiska. W tym miejscu okazało się, że szlak zmienił przebieg i czekało mnie ok 3km wędrówki po asfalcie. Z drugiej strony trochę się nie dziwię, bo jednak torfowiska to coś wyjątkowego, o co trzeba dbać, a z tego co pamiętam, to o ile w Górach Stołowych szlak (nie GSS) przechodzi po drewnianych kładkach nad torfowiskiem, o tyle w Izerach te torfowisko nie było w żaden sposób zabezpieczone.
Przy okazji możecie zobaczyć jak wygląda właściwe oznaczenie zmiany przebiegu szlaku.

Po około 30min doszedłem do Polany Izerskiej. Od tego punktu ruch na szlaku był znacznie większy. Szlak zaczął prowadzić pod górę, a w zasadzie górkę, ponieważ na kolejnych 4km szlak wznosi się zaledwie o 150m.
Im bliżej końca tych 4km tym tempo miałem coraz lepsze. Zdecydowanie czułem już finał, czułem jak niewiele dzieli mnie od kropki w Świeradowie.
Nim jednak pojawiłem się w Świeradowie doszedłem do Stogu Izerskiego, pod którym znajduje się schronisko PTTK. Miałem ochotę zjeść tam coś smacznego, ale kolejka do baru skutecznie mnie odstraszyła, zatem wyjąłem z plecaka ostatnie zapasy żywieniowe, siadłem sobie na zewnątrz, ale pod daszkiem, tak by osłaniało mnie od wiatru i deszczu i szykowałem psychikę na niemiłe zejście. No i przede wszystkim na to, by zejście zrobić spokojnie, niezależnie od czasówki, bo szkoda by było połamać się na samym końcu szlaku.

Zejście ze Stogu Izerskiego należało do jednych z mniej przyjemnych zejść na całym szlaku. Po pierwsze na odcinku 3,2km szlak traci około 422m, a po drugie, że zaczęła się potworna ulewa. Ale mnie to już było obojętne, każdy krok powodował, że zbliżałem się do celu.
Po ok 40min od wyjścia spod Stogu Izerskiego, pojawiłem się w Świeradowie Zdroju. Teraz czekało mnie jeszcze 2km spacerem po mieście i w końcu dotarłem do dawnej (i jednocześnie przyszłej) stacji PKP, naprzeciwko której znajduje się kropka oraz tablica z informacją o końcu (albo początku) Głównego Szlaku Sudeckiego. W tym momencie emocje wzięły w górę, uświadomiłem sobie co tak naprawdę właśnie skończyłem, ile wspomnień po tych ok 440km zostało w głowie. Dodatkowo uświadomiłem sobie, że marzenie spełniłem jeszcze z nawiązką, bo zmieściłem się w 18 dniach, które są wymagane na zdobycie Diamentowej Odznaki za przejście Głównego Szlaku Sudeckiego. Dokładnie zajęło mi to 17 dni 11 godzin i 9 minut.

Gdy już nieco się ogarnąłem, pożegnałem się z kijkami, które wyzionęły ducha i ruszyłem na wylotówkę ze Świeradowa Zdroju. Czekało tam na mnie kolejne wyzwanie, czyli łapanie stopa do Szklarskiej Poręby. Sprawę utrudniał fakt, że byłem cały przemoczony. W końcu po 1,5h stania przy drodze zatrzymał się pewien Pan wracający z pracy.
Podrzucił mnie on pod Lidla, czyli, jak ja to określam, do swego rodzaju centrum Szklarskiej Poręby Górnej.
Skoro już tutaj byłem to zrobiłem zakupy, a następnie poszedłem coś zjeść, ponieważ mój nocleg był nieco oddalony od centrum.
Co jadłem? Obiadokolacja w Bistro Na Widoku. Szczerze to nie pamiętam co jadłem, natomiast pamiętam, że obsługa dała mi miejsce w najcieplejszym miejscu, a samo jedzenie było bardzo smaczne i za rozsądną cenę.
https://g.page/bistro-na-widoku?share
Gdzie spałem? Nie mogę znaleźć tego na mapie, natomiast był to któryś z apartamentów na ul. Turystycznej. W sumie to nie polecam, bo raz, że daleko od centrum, a dwa, że cena zdecydowanie nieadekwatna do jakości. Trochę żałowałem, że nie pojechałem do Jeleniej Góry.
Mapa: https://mapa-turystyczna.pl/route/8bw0
Dzień 18 i 19: Odpoczynek i powrót
Dzień po zakończeniu szlaku praktycznie nie ruszałem się z łóżka, wyszedłem tylko na krótki spacer i jedzenie, ale pogoda nie zachęcała do niczego więcej. Szkoda, bo tuż przy noclegu miałem wyciąg, którym można wyjechać na Szrenicę.
A jadłem w restauracji Krokus, która zdecydowanie zachwyciła moje kubki smakowe rosołem i serem smażonym z frytkami, a do tego czeskim piwem.
https://goo.gl/maps/TTBuhRj3QiJCjQ3D8
Kolejnego ranka, ruszyłem skoro świta na stację Szklarska Poręba Górna, gdzie złapałem pociąg do Cieplic. Wizytę w termach cieplickich planowałem niemal od początku wędrówki. Była to zasłużona nagroda, po wyprawie.
W termach spędziłem dwie godziny. Powiem szczerze, że trochę spodziewałem się większego wow, niestety okazało się, że jest tam dość mało miejsca. Ja na szczęście byłem rano, więc nie było problemu z dostępem do wszelkiego rodzaju biczy wodnych, jednakże podejrzewam w sezonie w weekend, że jest tutaj dość ciasno. Natomiast bardzo dobre wrażenie wywarła obsługa, która przechowała w punkcie kas mój plecak, który nijak nie mieścił się do szafek.
Kolejną nagrodą był American Burger w Jeleniej Górze. Jest to znakomita burgerownia, która znajduje się niedaleko centrum, mianowicie na ul. Różyckiego 4.
https://goo.gl/maps/xsLcbcDE6jwPRXbc6
Nigdy w życiu nie jadłem tak dobrego i ogromnego burgera jak tam. No prawdę mówiąc tak drogiego też jeszcze nie jadłem, ale zdecydowanie warto było.
Trzecią nagrodą miał być przejazd TLK Sudety, przy czym ta nagroda nie wypaliła, ponieważ na odcinku Jelenia Góra – Kędzierzyn Koźle skład został zastąpiony autobusem. Obecnie ten problem już nie powinien występować, jako że od grudnia połączenie obsługiwane jest przez SKPL na zlecenie PKP IC.
Zatem pozostał mi już tylko powrót do Krakowa przez Wrocław. W domu pojawiłem się późnym wieczorem i jeszcze nim dobrze przywitałem się z rodziną, mój kochany kot rzucił się na mnie i trzymał się przy mnie cały wieczór.
Na tym kończę relację z przejścia Głównego Szlaku Sudeckiego. Przejście tego szlaku było czymś niezwykłym, pokazało mi, że jeżeli się o czymś marzy to trzeba do tego dążyć niezależnie od tego co inni myślą na ten temat. Bo to jest Twoje marzenie.
Dziękuję bardzo za przeczytanie relacji, zapraszam również do przeczytania poprzednich części: