Główny Szlak Sudecki to drugi najdłuższy szlak turystyczny w Polsce. We wrześniu postanowiłem wykonać wyzwanie jakim jest przejście go w całości. Dzisiaj zapraszam na przeczytanie drugiej części relacji, w której dojdziemy do Dusznik-Zdrój
Dzień 5: Lądek Zdrój – Schronisko PTTK na Śnieżniku – Tutaj asfaltu nie będzie
Piąty dzień mojej wędrówki, zaczął się od spokojnego spaceru na rynek w Lądku Zdroju, gdzie odnalazłem czerwone znaki, za którymi podążałem aż do Świeradowa Zdroju. Następnie udałem się do sklepu na D. Jak się okazało, podczas dalszej wędrówki, w sieci tych sklepów będę częstym gościem, ponieważ ceny były dość rozsądne, a i wszystko co potrzebne, było dostępne.
Po zjedzeniu śniadania ruszyłem dalej. Szlak początkowo prowadzi dość ruchliwą drogą, po to, by po około 800m, skręcić w lewo na boczną drogę i przekroczyć dawną linię kolejową numer 322. Kilometr dalej pożegnałem się z asfaltem na blisko 23km (nie licząc dwóch krótkich odcinków).
Widząc przyjemnie wydeptany szlak oraz kolejny dzień słonecznej pogody, mój organizm dostał jakiegoś turbodoładowania. Zdecydowanie nie miałem już żadnych śladów po kontuzji, która spowodowała przerwę w Lądku Zdroju.

Niecałą godzinę zajęło mi dotarcie do malutkiej wsi Kąty Bystrzyckie, w której to pojawił się asfalt, ale zaledwie na pół kilometra. Ciekawostką w tej wsi jest to, że zaraz po wejściu do miejscowości jest panel słoneczny, a pod nim gniazda do ładowania rowerów elektrycznych oraz gniazda USB, w których można podładować telefon. Chyba jeszcze nigdy wcześniej nie spotkałem się z takim rozwiązaniem, natomiast w pełni go popieram!
Dalszy etap wędrówki odbywał się po utwardzonej leśnej drodze, ale lepsze to niż asfalt. Szlak powoli zaczął się wspinać pod górę. Praktycznie non stop, niezbyt stromego, ale podejścia. A to oznaczało dla mnie, że zaoszczędzę czas, bowiem już pierwszego dnia zauważyłem tendencję do ucinania czasówek podczas podejść.
Jednocześnie zauważyłem pewien detal, jeżeli chodzi o organizację szlaków turystycznych, mianowicie szlaki rowerowe są oddzielone od szlaków dla pieszych. Czasami idą do nich równolegle, czasami się przecinają (ze stosownym znakiem ostrzegawczym), czasami całkowicie oddalają się od szlaków dla pieszych, ale bardzo rzadko szlak jest jednocześnie rowerowy i pieszy. Jak się później okazało ten drobny szczegół, który w Beskidach nie jest zbyt częsty, w Sudetach jest normą.

Dwie godziny po wyjściu z Kąt Bystrzyckich doszedłem do Przełęczy Puchaczówka. Tutaj na chwilę odszedłem od GSS, bowiem wiedziałem, że w pobliżu znajduje się bacówka z dość dobrymi ocenami.
Gdy do niej doszedłem, myślałem, że jest zamknięta, co oznaczałoby, że mam problem. Bowiem planowałem zjeść tam drugie śniadanie i uzupełnić wodę.
Na szczęście okazało się, że tym razem Internet nie kłamie i bacówka była otwarta, a brak ludzi, wynikał prawdopodobnie z tego, że był poniedziałek. Tak czy siak, chwilę później mój bukłak był maksymalnie dobity wodą, a sam wcinałem górskiego korbacza, który jakością wcale nie odbiegał od tych podhalańskich.
Przerwa przy bacówce trwała ponad godzinę. Z drugiej strony nigdzie mnie się nie spieszyło, a wygrzewanie się na leżaku w słońcu było czymś bardzo przyjemnym.

Po przerwie wróciłem na przełęcz i ruszyłem pod górę. Czekało mnie jedno z najcięższych podejść (podobno) na całym GSS. Szlak na odcinku 1,4km wspina się o blisko 309m. Faktycznie trochę mnie ściągało do tyłu z plecakiem, ale mimo wszystko po niecałej godzinie, cały mokry od potu, pojawiłem się na Czarnej Górze. Ze szczytu roztacza się przepiękny widok na Masyw Śnieżnika. Przy takich widokach nie pozostało mi nic innego, jak zarządzić krótką przerwę, by złapać oddech.
Niegdyś na szczycie była wieża widokowa, obecnie niestety pozostały już tylko fundamenty. Od tego miejsca mogłem być pewnym, że turystów zacznę spotykać znacznie częściej niż podczas poprzednich dni.

Gdy mój oddech wrócił do normy, ruszyłem dalej. A dalej szlak zaczyna prowadzić stromo w dół i jest generalnie dość niewygodny, ale na szczęście to tylko krótki odcinek o długości 0,5km. Dalej szlak wchodzi na bardzo przyjemną ścieżkę.
Początkowo ścieżka prowadzi dość gęstym lasem iglastym, delikatnie wspinając się na Mariańskie Skały. Od tego punktu ścieżka prowadzi niemal po płaskim przez kolejne 2,5km, oferując przy tym przepiękne widoki, zwłaszcza w okolicy Żmijowca. Kilka minut później doszedłem do Przełęczy Śnieżnickiej. Na przełęczy spotkałem już pokaźny tłumek ludzi, czego trochę nie spodziewałem się biorąc pod uwagę, że jednak to był poniedziałek.

Ostatnim etapem tego dnia, było krótkie podejście z Przełęczy Śnieżnickiej do schroniska PTTK na Śnieżniku. Jak się okazało, był to pierwszy dzień, w którym przeszedłem szlak szybciej niż pokazuje czasówka. Szlak przeszedłem w 6,5h, mimo w sumie około 1,5h przerwy. Byłem z siebie zadowolony. Nawet przez chwilę myślałem, czy nie nadrobić sobie trochę kilometrów i dojść do Schroniska na Iglicznej. Jednak po zapoznaniu się z opiniami, postanowiłem, że zostanę na Śnieżniku.
Zjadłem potężną porcję bigosu i poszedłem rozbić namiot. O pomyśle zabrania namiotu na GSS napiszę, kiedy indziej, natomiast chciałbym podkreślić, że była to jedyna noc pod namiotem i to w sumie wymuszona z własnej woli, ponieważ w schronisku nocowało 5 osób, więc miejsc było bardzo dużo.
W schronisku spotkałem też pierwszych wędrowców podążających GSS. Jedna osoba idąca od Świeradowa, druga osoba idąca w stronę Świeradowa, przy czym nie przechodziła całego GSS za jednym zamachem. Wieczór spędziliśmy mile, przy piwku i śmiechu.
Gdzie spałem? Schronisko PTTK na Śnieżniku. Nie wiem, jak jest z kwestią standardów w pokojach, bo byłem tam tylko dwa razy, za każdym razem pod namiotem. Na pewno mogę polecić smaczne (aczkolwiek nie najtańsze) posiłki
Gdzie jadłem? Schronisko PTTK na Śnieżniku oraz Bacówka na Przełęczy Biała Woda
https://goo.gl/maps/tYD9yqAjZ8MbkiwC9
Trasa: https://mapa-turystyczna.pl/route/3zuq
Dzień 6 – Schronisko PTTK na Śnieżniku – Schronisko PTTK Jagodna – Pierwsze towarzystwo
Szósty dzień wędrówki był w pewnym sensie przełomowy. Oto w końcu, po raz pierwszy na szlaku miałem towarzystwo. Był to wcześniej wspomniany wędrowiec z Dolnego Śląska.
Namiot zwinąłem chwilę po świcie i wspólnie ruszyliśmy dość stromo w dół do Międzygórza. Tam w lokalnym sklepie kupiliśmy sobie coś do zjedzenia na śniadanie i prowiant na resztę dnia.
Kawałek dalej szlak dochodzi do przepięknego wodospadu Wilczki. Jest to drugi pod względem wysokości wodospad w Sudetach. Lokalne władze ewidentnie zauważyły w tym sporą atrakcję turystyczną, dzięki czemu teren wokół wodospadu obfituje w specjalne platformy widokowe. Zdecydowanie polecam się tam wybrać.
Po zrobieniu kilku zdjęć ruszyliśmy dalej. Tym razem czekało nas bardzo nieprzyjemne, ale krótkie podejście. A właściwie nie tyle podejście, co strome schody. Nachylenie w tym miejscu wynosi około 50%, co daje mocno po udach, w sytuacji podchodzenia z większym plecakiem. Na szczęście odcinek ten jest dość krótki i wkrótce wchodzi na przyjemną ścieżkę, która zaprowadziła nas do Schroniska na Iglicznej. Schronisko to jest dosyć dziwne, ma skrajne opinie, z jednej strony bardzo dobre, z drugiej zaś bardzo złe. Był to jeden z tych czynników, które wpłynęły, że nie doszedłem tutaj dzień wcześniej.
Za schroniskiem, szlak zaczyna schodzić w dół. Zejście to jest dość przyjemne i krótkie. Po kilku minutach byliśmy już w Marianówce, gdzie szlak skręcił w pola. Tym samym szlak opuścił Masyw Śnieżnika i wszedł do Kotliny Kłodzkiej. Szlak przecina Kotlinę wszerz i liczy około 15km.
Od teraz szlak prowadzi na zmianę asfaltem albo pomiędzy polami.

Pierwszym, polno-leśnym odcinkiem była trasa między Marianówką, a Wilkanowem. O ile odcinki polne były jako takie, o tyle krótki odcinek leśny dał srogo w kość, ponieważ dość znacznie zapadaliśmy się w błoto.
Tymczasem zauważyliśmy, że z naprzeciwka nadchodzi dwoje wędrowców. Nie mieliśmy żadnych wątpliwości, co do tego, że idą oni GSS, spore plecaki, specyficznie stawiane kroki, na twarzach widoczne jednocześnie zmęczenie i szczęście. Instynkt i tym razem nie zawiódł, bowiem okazało się, że idą oni od Świeradowa Zdroju. Po krótkiej rozmowie, ruszyliśmy dalej.
Wkrótce pojawiliśmy się w Wilkanowie i zgodnie z sugestią spotkanych wędrowców, udaliśmy się do sklepu naprzeciwko OSP, gdzie po pierwsze można było zdobyć pieczątki do książeczki, a po drugie w sklepie obsługiwała przemiła Pani, z którą zamieniliśmy kilka zdań. W związku z tym, że pogoda znów była idealna, stwierdziliśmy, że nic nie siądzie tak dobrze, jak piwko podczas przerwy.
Ruszyliśmy dalej, tym razem czekało nas przejście do Długopole Zdrój. Pierwsze dwa kilometry prowadzą niezbyt ruchliwą drogą, na której spotkaliśmy kolejnych wędrowców, którzy przemierzali GSS.
Po przekroczeniu ruchliwej drogi krajowej numer 33, szlak zszedł z asfaltu i zaczął prowadzić drogą gruntową, po to, by zaraz przed Długopolem zmienić się w bardzo przyjemną, leśną ścieżkę.
W miejscowości Długopole Zdrój zrobiliśmy krótką przerwę, na uzupełnienie wody i prowiantu na kolejny dzień.
Ostatnią miejscowością, przez którą mieliśmy przejść, była Ponikwa. Przejście między Długopolem, a Ponikwą zajmuje parę minut, leśną, a później polną drogą. Samo przejście miejscowości to około 2,5km mało ruchliwą drogą.

Za miejscowością Ponikwa szlak schodzi z asfaltu i zaczyna piąć się w górę, docierając do słynnej Autostrady Sudeckiej. Tym samym zakończyliśmy przejście Kotliny Kłodzkiej i weszliśmy w Góry Bystrzyckie.
Na sam koniec dnia czekał nas marsz prawie 4km po asfalcie po tzw ,,Autostradzie Sudeckiej”. To była już katastrofa, nawet nie wiem czy bardziej fizyczna, czy psychiczna. Gdy doszliśmy do schroniska oboje mieliśmy serdecznie dość dzisiejszego dnia. Dzień ten zakończyliśmy z około pół godzinnym opóźnieniem w stosunku do czasówki.
Tymczasem w schronisku Jagodna czekała nas nagroda, w postaci przepysznej i solidnej obiadokolacji. Ja zamówiłem słynne Racuchy Jagodne. Początkowo wydawało mi się, że może jednak ludzie się zbyt zachwycają, w końcu co to są trzy racuchy. Gdy tylko wziąłem talerz okazało się jednak, że te trzy racuchy, są faktycznie solidnymi racuchami. Bardzo duże, bardzo puszyste w środku i chrupiące na zewnątrz, polane śmietaną i posypane borówkami (Na Dolnym Śląsku: Jagodami).
Tymczasem do schroniska doszedł kolejny wędrowiec, z którym, jak się później okazało spotykaliśmy się aż do Zygmuntówki.
Gdzie jadłem (i spałem)? Schronisko PTTK Jagodna.
Mapa: https://mapa-turystyczna.pl/route/dwuu
Dzień 7 – Schronisko PTTK Jagodna – Duszniki Zdrój – Niewykorzystany potencjał Gór Bystrzyckich
Siódmego dnia marszu, w końcu, po raz pierwszy na tej wyprawie pozwoliłem sobie zjeść schroniskowe śniadanie. Był to dzień, w którym nigdzie się nie spieszyłem, bowiem wiedziałem, że w tak popularnej miejscowości, jaką są Duszniki Zdrój, knajpy i sklepy są otwarte do późna. Zatem jedyne na czym mi zależało to zdążyć przed zmrokiem. W związku z tą decyzją, musiałem liczyć się z tym, że kolejne dwa dni będę szedł sam, aczkolwiek szczerze mówiąc, to nie przeszkadzało mi to ani trochę. Początek szlaku jest bardzo przyjemny, prowadzi lasem, a różnice wysokości są minimalne, no poza paroma zejściami. Towarzyszy nam przy tym niebieski szlak, który odbija dopiero na Rozdroże pod Uboczem. W tamtym miejscu niebieski szlak ucieka w las, a my kierujemy się na pola, w miejscowości Lasówka. To rozwiązanie jest bardzo fajne, ponieważ szlak idzie nieco wyżej niż sama miejscowość (poza kilkoma zabudowaniami), co zapewnia przepiękne widoki na Góry Orlickie.

Drugi raz spotykamy się z niebieskim szlakiem pod Krzemionką i tutaj jest punkt, w którym uważam, że GSS powinien zmienić przebieg. A to, dlaczego? Dlatego, że czerwony szlak zaraz wchodzi na asfalt, który prowadzi nas na Torfowisko pod Zieleńcem, a później do Zieleńca, w którym to zaczyna się bardzo długi odcinek asfaltowy. Nie wspominając o tym, że w samych Dusznikach również czeka nas długi odcinek asfaltu do centrum miasta.
Tymczasem, moim zdaniem czerwony szlak powinien mieć przebieg taki, jaki ma szlak niebieski, czyli leśną ścieżką do Schroniska Pod Mulfonem i stamtąd zejście już bezpośrednio do centrum Dusznik Zdroju, albo co najmniej wzdłuż niebieskiego do Widlastej Drogi, a stamtąd wzdłuż zielonego, przez ,,serce” Torfowisk, gdzie znajdują się kładki, wieża widokowa i ścieżka edukacyjna (dobra to ostatnie nie ma znaczenia na GSS).

No cóż jest inaczej i z ciężkim bólem serca, musiałem wejść na asfalt, który mozolnie prowadził do odbicia na Torfowiska. Po drodze można odbić na polanę Św. Huberta, albo nawet nieco dalej do źródełka. Jednak ja postanowiłem, że przy rytmach Aldarona będę twardo szedł dalej.
W końcu doszedłem do odbicia na Torfowisko… i okazało się, że szlak to tak naprawdę droga gruntowa… cóż nie do końca tego się spodziewałem. Po przejściu torfowiska, zrobiłem sobie chwilę przerwy.

Chwilę później doszedłem do Zieleńca. Jest to bardzo popularny, największy ośrodek narciarski w Sudetach. Faktycznie, niemal cała miejscowość to hotele i wyciągi narciarskie, ze stokami, które w niektórych miejscach poprowadzone są nad albo pod drogą. Rozwiązanie ciekawe, popularne w Alpach, w Polsce jeszcze z czymś takim się nie spotkałem.
Ponadto dojście do Zieleńca, oznaczało jeszcze dla mnie trzy rzeczy. Po pierwsze zbliżałem się do schroniska Orlica, w którym zaplanowałem zjeść jakąś zupę. Po drugie, w schronisku tym, miałem zająć się ogarnięciem noclegu w Dusznikach. Trzeci fakt, był bardzo nieprzyjemny. Oto 5km marszu, wzdłuż ruchliwej w tym miejscu, Autostrady Sudeckiej. Aczkolwiek przez samą miejscowość idzie się chodnikiem, więc jeszcze nie jest tak źle. Schronisko znajduje się mniej więcej w ¼ tego dystansu.
W schronisku, zgodnie z planem zjadłem zupę i zająłem się szukaniem noclegu w Dusznikach Zdroju. Zgodnie z przewidywaniami, ze względu na fakt, że szedłem we wrześniu, a w Dusznikach Zdroju byłem w tygodniu, już po pierwszym telefonie nocleg miałem załatwiony.
Po przerwie ruszyłem dalej. Niestety po wyjściu z miejscowości, chodnik kończy się, co wymusza marsz ruchliwą drogą, co w połączeniu z brakiem widoczności z zza zakrętu, powodował u mnie bardzo duży dyskomfort.
Nieco dalej dotarłem do odbicia na Orlicę. Przy rozwidleniu szlaków, znajduje się pomnik upamiętniający Heinricha Rübartscha, który to był pionierem turystyki w tej okolicy.
Jako, że szlak na Orlicę nie jest zbyt długi, a sam szczyt należy do Korony Gór Polskich, planowałem wyjść na niego, jednak po samym dotarciu do rozwidlania szlaków, stwierdziłem, że jednak nie mam na to siły i jak się okazało, będzie to dość częsty przypadek w dalszej części GSS, gdzie nawet krótkie podejście na szczyt do KGP będzie przeze mnie odpuszczane. Z drugiej strony dzięki temu jest gdzie wracać.

Dwa kilometry dalej, dotarłem do upragnionego miejsca, otóż w tym miejscu szlak odbijał od Autostrady Sudeckiej. Przede mną bardzo przyjemne trzy kilometry, prowadzące bardzo przyjemną drogą leśną, która prowadzi niemal cały czas w dół. To było zdecydowanie coś czego potrzebowałem, stopy były zachwycone terenem, a ja zbierałem siłę psychiczną na to, co czeka mnie za niecałą godzinę.
A niecałą godzinę później pojawiłem się w Dusznikach Zdrój. To znaczy na obrzeżach miejscowości. W tym miejscu bardzo ucieszył mnie widok. To znaczy sam widok nie był jakoś powalający, ale było widać Góry Stołowe, w których miałem pojawić się już następnego dnia i od których to przebieg szlaku zdecydowanie zmienia swój dotychczasowy charakter.

Tymczasem jednak asfalt sprowadził mnie z obłoków… to znaczy z Gór Stołowych na ziemię. Otóż przede mną ostatni odcinek tego dnia. Ostatni, tyle że asfaltowy… o długości pięciu pieprzonych kilometrów, a co gorsza bez dostępu do wodopoju, w postaci złotego napoju, który mógłby mi urozmaicić ten odcinek.
Po dojściu do centrum miasteczka, chodziłem już gorzej jak starsi kuracjusze, których było tutaj całkiem sporo. Szybko odnalazłem obiekt, w którym miałem spać i ruszyłem na obiadokolację, w postaci całkiem smacznej pizzy. A na pizzę w pełni zasłużyłem, ponieważ szlak pokonałem o pół godziny szybciej niż wskazywałaby na to czasówka, pomimo licznych przerw.
Gdzie jadłem? Schronisko PTTK Jagodna – śniadanie, Schronisko PTTK Orlica – zupa, Restauracja Eden – pizza. Bardzo smacznie, trochę dłuższy czas oczekiwania ze względu na dużo osób i tylko jednego kelnera, który jest jednocześnie barmanem. Mimo wszystko polecam: https://goo.gl/maps/tt61erghqtzrtMMc8
Gdzie spałem? Pokoje Zimmer. Bardzo w porządku jak za tą cenę, w centrum miasteczka.
https://www.nocowanie.pl/noclegi/duszniki_zdroj/kwatery_i_pokoje/62709/
Mapa: https://mapa-turystyczna.pl/route/8bwb
Dzięki za przeczytanie drugiego artykułu z serii ,,Główny Szlak Sudecki”. Zapraszam do lektury pierwszej części, w której pokonałem odcinek z Prudnika do Lądku Zdroju.
W kolejnej części dojdziemy do Zygmuntówki.