Zbliżał się długi weekend, a konkretnie długi weekend zaczynał się w kolejny dzień, gdy zaczęliśmy z rodzicami planować co robimy. Pierwszy dzień był zarezerwowany na foto na lotnisku, ale drugi już nie. A oto co nam przyszło do głowy.
Piękny, słoneczny, ciepły weekend majowy. Szkoda czasu marnować przed komputerem, TV i na nicnierobieniu, to idealny czas by wybrać się gdzieś z przyjaciółmi lub rodziną, no ale trzeba coś zaplanować.
W moim przypadku planowanie polega na chwili ciszy i nagłym oświeceniu i tak też było w tym roku, gdy rodzice zapytali czy jedziemy na jakąś wycieczkę. Wybór padł na Pieniny i Trzy Korony. Dwa dni później ja, tata i brat pojawiliśmy się w Pieninach.
Czas się ruszyć, a ja spalony.
Poranek, ponad 6h zdjęć na lotnisku poprzedniego dnia dał się mocno we znaki, nie dość że nie wyspany to cholernie mocno spalony na karku i ramionach… no i w sumie na twarzy… dobra na nogach również, no ale czas zjeść śniadanie, załatwić sprawy higieny osobistej i jazda do miejscowości Biały Dunajec, skąd wyruszyliśmy na szlak.
Nim jednak ruszyliśmy na szlak stanęliśmy w pięknym korku przed Krościenkiem.
– Widać nie tylko my wpadliśmy na pomysł ruszenia się w góry – powiedziałem do taty.
W końcu gdy dojechaliśmy i zaparkowaliśmy na jakimś bocznym parkingu ruszyliśmy w góry.
Na Trzy Korony.
Pogoda i widoki były niesamowite, zero chmur, widoczność idealna, genialne warunki na górską wycieczkę i zdjęcia. Po niecałej godzinie od wyjścia z Krościenka doszliśmy do rozwidlenia szlaków. Na tym rozwidleniu szlaku od wielu lat ,,stacjonuje” słynna starsza Pani sprzedająca min. Oscypki, których smaku nie mogę zapomnieć do dziś (a ostatnio kupiłem je na wycieczce w 1 klasie gimnazjum) i zimny kompot, dzięki któremu można się skutecznie orzeźwić. Patrząc od strony Krościenka, szlak w lewo prowadzi na Sokolice, my jednak skierowaliśmy się zgodnie z planem prosto, czyli w kierunku przełęczy Szopka lub jak kto woli Chwała Bogu. Wychodząc zaniepokoiły nas odgłosy burzy, ale o tym później. Przełęcz łączy szlaki z Krościenka i Sromowic Niżnych. Nazwa Chwała Bogu pochodzi od faktu, że aby wyjść na nią należy pokonać mozolne i ciężkie dla słabych, początkujących turystów podejście. Zwłaszcza od strony Sromowic Niżnych.
Mi natomiast podejście nie sprawiło żadnych trudności i po wyjściu na przełęcz już wiedziałem skąd dochodzą odgłosy burzy, okazało się, że nad Tatrami była dość mocna burza, która nas straszyła do końca dnia. Chwila odpoczynku na jednej z wielu ławek, drugie śniadanie, zdjęcia (na stronie jest jedno ze zdjęć gdzie bardzo dobrze widać zimowe tatry i wiosenne Pieniny) i czas ruszyć w górę.
Trzy Korony mimo, że jest ich pięć.
Następne 30min to było praktycznie non stop zdobywanie wysokości i mijanie zmęczonych turystów, martwił mnie fakt takiej ilości ludzi, bo nie zbyt miałem ochotę stać w kolejce na wejście na platformę na szczycie.
Na nasze szczęście chyba wstrzeliliśmy się w dobry moment, by wyjść na Okrąglice, bo nie było kolejki do wyjścia, ale tylko przez chwilę.
No właśnie skoro o Okrąglicy mowa to warto zaznaczyć, że Trzy Korony nie składają się z trzech szczytów, a pięciu: Okrąglica (najwyższy szczyt), Plaska Góra, Pańska Skała (Bryłowa), Niżnia Okrąglica (Ganek, Siodło). Obecnie szlak prowadzi na Okrąglice na której jest platforma widokowa, ale dawniej szlak prowadził na Niżną Okrąglice.
Ze szczytu rozciąga się piękna panorama Pienin i Tatr – nad którymi dalej była burza. Również bardzo dobrze widać Dunajec i ogromną ilość tratw , którymi odbywa się słynny spływ Dunajcem.
Po zejściu z Okrąglicy zrobiliśmy przerwę na tzw. Siedle na którym jest wiele ławek i co gorsza kasa gdzie płaci się za wyjście na Okrąglice. Po zjedzeniu trzeciego śniadania i przestudiowaniu na lewo i prawo mapy Pienin kupioną w kasie, stwierdziliśmy, że wracamy zgodnie z planem przez Górę Zamkową, ale na Bajkowym Groniu nie idziemy prosto do samochodu, a odbijamy na Sokolice i Busem wrócimy ze Szczawnicy do Krościenka, ale jak się okazało później plany znów zostały zmienione, ale o tym później.
Kierunek Sokolica
Po zejściu z Trzech Koron udaliśmy się w kierunku Góry Zamkowej. Znajdują się tu ruiny zamku (stąd nazwa) i Grota świętej Kingi. Po odpoczynku i zjedzeniu kolejnej bułki z konserwą udaliśmy się w kierunku rozwidlenia szlaków na Bajków Groń, po drodze złapała nas burza… no dobra w zasadzie nie tyle burza co lekki deszczyk, który nas skutecznie ochłodził. Po dojściu na Bajków Groń od razu skierowaliśmy (ku zdziwieniu Pani o której już wspomniałem) się w kierunku szczytu Czerteż. Idąc szlakiem można poczuć się jak w wysokich górach. Między innymi dlatego, że niektóre odcinki są na tyle strome, że zabezpieczone łańcuchami. Widać to też po tym, że tym szlakiem idzie znaczniej mniej turystów na Sokolice niż chociażby od strony Szczawnicy.
Nam jednak szlak nie sprawił żadnych trudności, no może poza faktem, że na Czeteżu i na Czeteziku wiało dość mocno, do tego stopnia mocno, że zastanawialiśmy się nad tym czy nie odpuścić Sokolicy i nie skierować się od razu do Szczawnicy, jednak stwierdziliśmy, że jak już tu doszliśmy to nie ma zmiłuj się i warto, bo na Sokolicy prawie, że nie wiało, zaczęło za to padać, ale lekko.
Pod Sokolicą zrobiliśmy kolejną przerwę i zjedliśmy ostatnie bułki, które zostały w plecaku. Po dość długiej przerwie zaczęliśmy ponad 1h męczącego schodzenia. Schodząc prawie co chwile wyprzedzaliśmy pewną parę, a jak my robiliśmy przerwę to oni doganiali nas, po czym my znów ich doganialiśmy i tak cały czas do Szczawnicy… no prawie. Pod koniec drogi zrobiliśmy w tym samym momencie i tam się zapoznaliśmy.
Po chwili byliśmy już na przeprawie przez Dunajec. Czekając w kolejce do tratwy wpadliśmy na kolejny ciekawy pomysł:
– Co wy na to by lekko przyspieszyć tępo i pojechać na spływ Dunajcem? – Spytał się nas Tata.
Nie muszę mówić, że odpowiedź była jednoznaczna.
Kierunek Sromowce Niżne
Szybki powrót do Szczawnicy i tu nasze szybkie tępo się skończyło. Zatrzymała nas budka z lodami i nie chciała puścić. Po próbowała nas zatrzymać budka z oscypkami, ale porzuciliśmy ją… do czasu i udaliśmy się na przystanek skąd wyruszają busy do Sromowic Niżnych.
– Panie kierowco, kiedy Pan odjeżdżasz?
– Ano jak się załaduje.
Jakoś zbyt mnie ta odpowiedź nie zdziwiła. Na szczęście (nad)komplet pasażerów zebrał się bardzo szybko i ruszyliśmy do Sromowic Niżnych.
Na szczęście chętnych na spływ było już znacznie mniej, przez co ani nie było kolejki, a na spływie było mniej tratw .
Po zebraniu kompletu pasażerów zaczęliśmy ponad 1h spływu. Spływy Dunajcem odbywają się nieustannie (oczywiście poza zimą) od 1832r. I jest to fenomen na skale europejską. W tym roku w weekend majowy w spływie brało w sumie udział 20tyś uczestników!!!
Podczas spływu po raz kolejny burza nas zaczęła straszyć, ale po chwili jednak stwierdziła, że odpuści. Tymczasem na tratwie
– Synku ile ty no masz lat? – Spytał się flisak mojego brata
– Mam 11 lat… prawie.
– A chciałbyś się poczuć jak flisak?
– Pewnie, że tak!
– To podejdź ty tu do mnie.
No i tak przez chwilę flisakiem na dziobie był mój brat. Po chwili wpłynęliśmy w mocniejszy nurt i dość mocno nas zmoczyło, przy czym było to dla nas zbawienie po całym dniu w górach. A co do wycieczki to nie wiedzieć czemu ani flisacy, ani reszta pasażerów nie do końca była w stanie uwierzyć, że odbyliśmy tak długą wycieczkę i złapaliśmy się na spływ.
Płynąc dalej do Szczawnicy mogliśmy zobaczyć oba główne cele wycieczki – czyli Trzy Korony i Sokolice – z dołu. Przepływając pod Sokolicą samemu mi ciężko było uwierzyć, że jeszcze 3h temu byłem tam na górze.
W między czasie flisacy umilali nam czas na tratwie (swoją drogą sam spływ jest przyjemny) ciekawymi opowiadaniami i zagadkami.
W pewnym momencie podzieliliśmy się na grupy (według rzędów na tratwie) i mieliśmy odpowiadać na różne zagadki. Efekt? Grupa w której byłem za najsłabszy wynik na cały głos musiała zaśpiewać dowolną piosenkę, padło na ,,Hej Sokoły”.
Niestety w momencie gdy atmosfera na tratwie rozkręcała się na dobre przypłynęliśmy do Szczawnicy, gdzie skończyliśmy nasz spływ. Na miejscu kupiliśmy pamiątkową fotografię ze spływu i ku naszemu (nie)zaskoczeniu zaczepiła nas budka z oscypkami. Tym razem się nie powstrzymaliśmy i kupiliśmy trochę oscypków, po czym poszliśmy do Busa i dojechaliśmy do Krościenka, gdzie zostawiliśmy samochód.
Niestety wszystko co dobre kiedyś się kończy. Po prawie 10h z żalem, że to już koniec tego dnia zaczęliśmy wracać do Krakowa.
Wycieczka była bardzo udana, pomysł spływu Dunajcem po całym dniu w górach niemal zbawieniem. A co do gór, z całą pewnością wyjście na Trzy Korony i Sokolice trzeba powtórzyć w nocy, w celu wyjścia na świt, tyle tylko, że to trzeba zrobić w dwa osobne dni (chyba nie muszę mówić, że zaliczenie dwóch świtów na szczytach oddalonych od siebie 4h spaceru jest niemożliwe)
Do zobaczenia na Szlaku
Krzysztof Staszkiewicz
http://www.krzychosphotography.wordpress.com